piątek, 6 czerwca 2008

cuda panie!

Po pierwsze, to jest właśnie 23.00 i wciąż za oknem jeszcze widno, przedziwne uczucie. Ale to tak tylko tytułem zagajenia, bo tym razem- po raz kolejny zresztą- będzie o różnicach kulturowych.
Inspiracją do napisania tej notki są moi wspaniali sąsiedzi, którzy z nadejściem lata ujawniają przedziwne skłonności ekshibicjonistyczne.
Ci którzy widzieli moje "podwórko" (to na które jest widok z balkonu), wiedzą, że to ledwie kawałek trawnika, osaczony z dwóch stron blokami, w których mieszka w sumie ze 200 osób. I jest to zupełnie nieatrakcyjny trawnik, a mimo to nie przeszkadza moim sąsiadom aby się na nim opalać, "piknikować" lub wyprawiać różnego rodzaju przyjęcia, wśród których te pod hasłem "barbecue" (niekiedy zwanym również grillem;)) ostatnimi czasy królują. I są to zarówno romantyczne kolacje we dwoje, jak i znacznie większe spędy- dzisiejszy wygląda mi na przykład na wieczór panieński.
I już pomijam fakt, że 15 minut stąd jest fajny park, a 25 min- plaża. Bo najbardziej dziwi mnie to, że totalnie nie przejmują się oni "obecnością" wspomnianych 200 osób, i tym, że- będąc na podwórku- mogą ( i pewnie czasem są) być obserwowani. Oczywiście nie zakładam, że przy każdej nadarzającej się okazji pozostali nie mają lepszych zajęć i z uwagą śledzą poczynania imprezowiczów, ale jednak próbuję przełożyć to na warunki polskie- i nie mogę.
Są zatem dwa wyjścia- albo my się za bardzo przejmujemy, albo oni są zanadto wyluzowani. A może są po prostu normalni..?Jak to trafnie podsumowała moja znajoma- chciałabym kiedyś wyjść w Warszawie w garnku na głowie i dotrzeć na róg skrzyżowania szybciej, niż plotka o tym, że wyszłam tak "ubrana" z domu. A tu totalne przeciwieństwo- strój a'la piżama podczas porannych zakupów nie robi na nikim najmniejszego wrażenia. Nikt nie zwraca uwagi, nie spogląda znacząco, nie komentuje. I choć nie do końca przekonuje mnie koncepcja imprezy "na patelni" (że wszystko widać i słychać), a niektóre rzeczy wciąż dziwią i pewnie długo dziwić będą, to jednak zasadę nieobgadywania i nie interesowania się zanadto innymi kupuję w całości. No bo co to kogo obchodzi?!

I przechodząc małym skrótem myślowym do następnego wątku- moją współlokatorkę obchodzi! Na szczęście mniej niż przeciętną "well educated" Szwajcarkę, ale i tak się nieźle zdziwiłam.
Stoimy w kuchni, rozmawiamy i ja coś rzucam, że może byśmy się wybrały do kina na "Sex and the city". Chwila ciszy i lekka konsternacja, po czym pytanie z jej strony:
-Do you REALLY want to see it...?
Na co ja nie wiem- czy to zdziwienie entuzjastyczne (że ona jest taką fanką i podziela moją radość, z tego, że film już w kinach) czy raczej zdziwienie krytyczne (naprawdę chcesz tę szmirę zobaczyć?), ale raz się żyje, więc odpowiadam, że OCZYWIŚCIE, że chcę TO zobaczyć.
Katia z lekką ulgą ale i niedowierzaniem w jednym:
- Oooh, that's good. I aslo want to see it, BUT in Switzerland "well educated" person would never admit that she/he is watching such movies.
Więc ja pytam: no to dla kogo waszym zdaniem (Szwajcarów w sensie) jest ten serial...?
Katia bez zastanowienia:
-It is for dumb people.
Chyba powinnam się obrazić.

A niedzielę duże emocje: mecz Polska- Niemcy w międzynarodowym towarzystwie. Wygramy..?:)

6 komentarzy:

j pisze...

Ps. Złote myśli mojej współlokatorki, ja je naprawdę muszę spisywać na bieżąco:
Wybieramy się na plażę, moja współlokatorka przymierza kostiumy kąpielowe. Przy kolejnym stwierdza:
-I always feel half-naked with that stuff.
(Taaa...)

Nat pisze...

mocne:D

mariusz pisze...

no to wygraliśmy

Pablo pisze...

Wracając do tematu głównego, to mnie się wydaje, że to wynika z tradycji kultury - a po części wychowania. Zawsze byłem zdziwiony faktem, że w Holandii okna są takie duże (sprawa braku światła) ale przede wszystkim, że są na poziomie ulicy i bez firanek. Ktoś mi kiedyś wytłumaczył, że to tak wygląda, bo kiedyś gdy marynarze wypływali na morze, na długie tygodnie, to ich żony były "pod opieką" lokalnej społeczności i należało móc być widzianym przez wszystkich w domu - tak, żeby nie było później problemów ze sprawami spadkowymi ;-). Może to po części stąd wynika?

Nat pisze...

Aniu, napisz coś!:)

mariusz pisze...

A-nia, A-nia, A-nia!

A z tymi marynarzami i ich żonami to ciekawe, nie słyszałem o tym...