środa, 27 lutego 2008

silence please, czyli wizyta w ddc.

Od dłuższego czasu planowałam wybrać się do Danish Designe Center, bo w końcu design to jedno z tych skojarzeń, które jako jedno z pierwszych przychodzi na myśl, gdy pada hasło "Skandynawia".
Chciałam zmieścić się w 4 godzinnym przedziale czasowym, w środę między 17 a 21 (wstęp wolny), no i okazało się, że to wcale nie takie proste, bo a to pogoda nie taka, a to spotkanie, a to zajęcia, a to impreza, jednym słowem zawsze coś. Aż do dziś.
Po 15 minutowej, stoczonej w myślach bitwie (jechać- nie jechać), spowodowanej wiejącym 150 km/h wiatrem, zdecydowałam po Czarkowemu: "A, jadę!", no i pojechałam (i szybko się zorientowałam, że wyjście z domu nie było najlepszym pomysłem, bo każdy podmuch wiatru spychał mnie kolejno to na prawą, to na lewą stronę ścieżki, i modliłam się w duchu, żeby tylko nie spaść z roweru i uniknąć gazety na twarzy.Uff, udało się).
Szczęśliwie dojechałam i jakże bardzo się rozczarowałam.
Taki świetny mają dizajn, a tam ledwo pięć eksponatów na krzyż. No żenada. Większość ekspozycji w formie zdjęć z opisami- dziękuję bardzo, mogę sobie album kupić i w domu pooglądać.
Wyprawę wybronił tylko jeden projekt: wystawa zatytułowana "FLOWmarket".

Co byście sobie zakupili...?:)

A wracając mijałam Vegę, i bardzo żałowałam, że nie mogę wstąpić.
Panic!At the disco grają,bilet 320 DKK.
No bez przesady jednak...!

piątek, 22 lutego 2008

skål!

Bo każda okazja jest dobra, żeby się napić.....;-).


"If you like your beer, you could do a lot worse than taking a trip to Denmark around Easter.
An old Danish tradition marked the coming of Easter by changing the thin everyday beer with a stronger version to celebrate the religious period.

At the beginning of the 20th century a couple of Danish breweries decided to capitalize on this tradition and introduced a bottled Easter Brew. Since then various Danish breweries have brought out a new Easter Brew every year, which is stronger than normal beer and usually experiments with different ingredients.

The Easter Brew has become so popular in Denmark that new traditions have been created around the beer. One of these traditions is the “P-dag” or “P-day”(22nd of February this year), the annual day when the breweries introduce their Easter Brew.

The “P” stands for “Påske”, which is the Danish word for Easter.

On P-day any self-respecting beer enthusiast (and hordes of students) will meet up with other beer enthusiasts to taste and discuss some of the new Easter Brew. Nowadays more than 100 different Easter Brews are introduced on P-day, so needless to say many beer drinkers end P-day on very shaky legs.".

Zatem do usłyszenia, jak wytrzeźwieję....;-).

środa, 20 lutego 2008

rekord.

Ja wiem, że już wiele razy było o cenach.Wiem. Ale tym razem naprawdę nie mogę sobie tego odmówić, bo chyba padł dziś kolejny rekord.
Po pół roku powinnam była przestać się dziwić (i po części tak się stało, zduńczyłam się z lekka, zresztą gdybym dalej liczyła każdą koronę, to chyba byłabym już siwiusieńka), ale przyjazd Natalii i jej przerażenie w oczach przy każdej sytuacji związanej z płaceniem, przypomniał mi jak paskudnie tu drogo.
Ale do rzeczy: będzie o usługach fryzjerskich.
Nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia rzucona przez fryzjerkę kwota rzędu 150 zł za najzwyklejsze w świecie strzyżenie, w zupełnie normalnie wyglądającym salonie. Nie zachęciła mnie jednak na tyle, żeby z usługi skorzystać.
Pewnego razu przechadzając się z Natalią po kopenhaskich uliczkach, zauważyłam plakat "Models wanted". Z doświadczeń brytyjskich oferta taka kojarzyła mi się z usługą po bardzo preferencyjnych cenach, przy założeniu, że fryzjer może zrobić na głowie co mu się podoba. W praktyce jednak ustalało się zwykle szczegóły (no, większość), i można było zasiąść na fotelu, będąc pewnym, że nic złego się nie stanie. Jedynym minusem był fakt, że niekiedy trwało wszystko ponad przeciętnie długo (ok. 2h), ale za to płaciło się grosze (nawet gdy były to funty, to nadal- grosze).
Logika wskazywałaby na to, że w Kopenhadze będzie podobnie, i że to dobry sposób by uniknąć odchudzenia portfela o 300 DKK.
Więc wybraliśmy się dziś, z desperacko poszukującym taniego fryzjera kolegą, i szczęki nam opadły. Dosłownie.
No nie zgadniecie ile kosztuje taki luksus!Ja w każdym razie zamarłam.
Oferta specjalna: zaledwie 630DKK dla Panów, i 680DKK dla Pań.
(&@#^&(*!@)

Dlaczego ja wybrałam Skandynawię?!

niedziela, 17 lutego 2008

Ostatni post Natalii, czyli generalne spostrzeżenia

Mój pobyt w Kopenhadze dobiega końca, pora zatem na kilka uwag ogólnych i doniesień z życia Joanny na obczyźnie:
1) Czy wspominałam, jak tu drogo?
2) Czy wy wiecie, co z tą Joanną się stało? Zrobiła się pyskata (jeszcze bardziej:)), chciała się ze mną całować na imprezie, ciągle szaleje na Erasmus parties, nie ma prawie zajęć, w ogóle Sodoma i Gomora!
3) Duńczycy są przystojni, chociaż przyznać muszę, że po pewnej (niewielkiej właściwie) ilości alkoholu, Włosi też (Erasmus we Włoszech, tyle pokus, ale nie mam zamiaru ulec, o nie!)
4) Joanna NARESZCIE, dzięki MNIE obejrzała trochę więcej Kopenhagi ("ojej, tu jest kościół! nigdy go wcześniej nie zauważyłam!") i okazało się, że jest w niej nawet coś do zobaczenia
5) Kopenhaga z góry jest brzydka
6) Ale z dołu jest ładna
7) Kierkegaard ma rozczarowujący grób, takie płyty zdechłe, bez sensu
8) Ale Andersen za to ma taki, jak trzeba
9) Nie umiem prawą ręką puścić kierownicy, więc stanowię zagrożenie na kopenhaskiej drodze, bo ni cholery nie jestem w stanie pokazać, że skręcam w prawo
10) A wczoraj był w ogóle mega trendy totalny wypas, bo poszłyśmy na kawę z reżyserem duńskiego kandydata do oscara - to się nazywa mieć odpowiednie znajomości w Kopenhadze!
Ech, wychodzić na lotnisko trzeba, do zobaczenia w Warszawie!

poniedziałek, 11 lutego 2008

Akt pierwszy, czyli nieustające zdumienie Natalii oraz akt drugi, czyli: czy Szwajcaria nie wydaje się Wam najmniej potrzebnym krajem świata?

Akt pierwszy: Kopenhaga jest urocza i śliczna, i w ogóle, ale od czasu do czasu ma się ochotę zapytać z ciężkim westchnieniem: "ależ dlaczego, dlaczego tu jest tak drogo?" Pomińmy może colę za 9zł, piwo za 20, wycieczkę kawałeczek za miasto za 120 w jedną stronę itp. Dzisiaj jednak, w Netto obok Asi, stanęłyśmy przed półką z nabiałem, spojrzałyśmy na żółty ser i doszłyśmy do wniosku, że naprawdę nie możemy sobie na niego pozwolić. To troszkę smutne było. Zwłaszcza, iż chwilkę wcześniej Asia spędziła 10 minut porównując długość cukinii, "bo przecież są na sztuki, trzeba znaleźć największą!"

Akt drugi: jak wiecie, Joanna ma dzisiaj urodziny. Z tej okazji planowała zrobić pierwszą w drugim mieszkaniu imprezę. Nie jest to jednak, jak się okazało, takie łatwe. Otóż Joanna ma współlokatorkę. Współlokatorka jest ze Szwajcarii. Współlokatorka ma większy pokój. Współlokatorka na pytanie, czy możemy zrobić imprezę urodzinową w całym mieszkaniu, odpowiedziała "I have to think about it". No i myślała, najwyraźniej bardzo intensywnie.

Współlokatorka: So, are you going to make a party?
Asia: Well, I don't know, what do you think about it?
W: Well, I don't really want people in my room. Have you seen my room? It's bigger and everybody is going to stay in my room and I don't know them.
A: You know some of them...
W: But I don't like them and they don't like me.
Ja (w myślach): and now we know, why...
A: ok, what can I say.
W: But you're not letting me explain! It's a very difficult situation for me.
Ja (w myślach): no w ryjka, domówka na 20 osób, faktycznie zajebiście difficult situation.
A: so please, explain.
W: you can put your furniture in my room but I don't like people invading my privacy. How do you think this party will look like?
A: Yyyy? I don't know, like a party...
W: I've seen these parties, there will be a crowd in my room and I am not paying for my room so that some people I don't know or I don't like stay in it.
A: Ok, it's your choice, what can I say.
W: But you're not letting me explain, I want to stay in my room...
I w tym momencie uprzejma Asia nie wytrzymała.
A: Fine, just stay in it!

No a teraz, wszyscy razem: O MAMUSIU!
Gdyby mieszkanie nie było tak ładne, trudno byłoby zrozumieć, jak można wytrzymać taką panienkę. Asia rozważa kolejne przenosiny, a imprezę zrobimy w jej pokoju i w kuchni. I będziemy bardzo, bardzo głośno.

piątek, 8 lutego 2008

O wódce i innych nieporozumieniach, czyli Natalii w Kopenhadze dzień pierwszy

A zaczęło się tak: w kolejce do odprawy na Etiudzie przypomniałam sobie, ze linie norwegian wymagają opłaty za każdy nadawany bagaż. Opłaty oczywiście nie uiściłam, pomyślałam jednak, że mój plecaczek w zasadzie nadaje się na bagaż podręczny. Pani się ze mną zgodziła, po czym zapytała: a ma pani jakieś płyny?
No tak, w mordkę, płyny, o płynach nie pomyślałam.
Na to pani mówi mi: no to proszę tam do okienka skoczyć, 12zł za bagaż uiścić i go nadamy. Idę do okienka, przy okienku 20 osób, ja 12zł nie mam, bo na taksówkę resztę waluty narodowej wydałam, bankomatu nie widzę, w ogóle mi się nie chce, więc myślę sobie: cholera, może ja się tych płynów pozbędę i tyle. Resztka szamponu znalazła swe przeznaczenie w koszu, co wielką stratą nie było, ale wódka, cholera, wódka. Patrzyłam na nią, głaskałam, ukradkiem dałam całusa, może jednak ją wezmę, tych 12zł jakoś uiszczę, taka by szkoda była. Zegar jednak nieubłaganie wskazywał rychły koniec odprawy, także, no trudno, no smutno - wyrzuciłam.
Wracam do pani, z miną z lekka zafrasowaną oznajmiam, że pozbyłam się płynów, że już go wezmę na pokład, ze trudno, na co ona odpowiada: ależ on taki ciężki, niech go już pani nada bez uiszczania. I przykleiła mi naklejeczkę, wręczyła karteczkę, puściła wolno.
No nie, ale co z wódką? Bez wódki? To ja nadaremno takie poświęcenie, taką ofiarę z wódki w imię przestrzegania przepisów złożyłam? No to się nie godzi!
I podbiegłam cichutko z powrotem do kosza i zanurkowałam w nim prędziutko i odzyskałam naszego Absolwencika ślicznego, którego się zaraz napijemy z sokiem pomarańczowym z Netto.
Prawdziwa Polka wódce nie przepuści.

Co jednak dalej? Asia poprosiła mnie o dwie rzeczy z Polski jedynie, dwie zaledwie. Krem jakiś, to proste, i soczewki. Dla człowieka szczęśliwie pozbawionego wad wzroku, kupowanie soczewek to czarna magia, ale bardzo się starałam i, jak mi się wydaje, kupiłam właściwe. Wydaje mi się, ponieważ oczywiście do Kopenhagi ich nie wzięłam, a co.
A kiedy rozkładałam sobie wieczorem karimatę i jakiś kocyk na podłodze, Asia z zafrasowaniem pytała, czy na pewno nie będzie mi twardo. Patrzę na ten kocyk, na karimatę, myślę, że będzie ok, czekam, aż Asia podaruje mi jakąś poduszkę może, kołderkę, coś? Asia stoi niewzruszona.
A: no chyba wzięłaś śpiwór?
N: A powiedział mi ktoś, żeby wziąć śpiwór?
A:...
Dostałam poduszkę, drugi kocyk. Minęło pół godziny.
A: Ale mnie się wydawało, że mówiłam ci, żebyś zabrała śpiwór...
N: A mnie się wydawało, że zabrałam twoje soczewki!

A potem minął cały piątek, ale o Kopenhadze kiedy indziej:)
Natalia

piątek, 1 lutego 2008

V.I.D. : 01.02.2008

Właśnie mnie oświeciło, że dziś V.I.D., czyli very important day.
Piątek, 1.02.2008.
Wiecie dlaczego?:)