poniedziałek, 18 sierpnia 2008

tacy sami.

Według badań przeprowadzonych przez tutejszy odpowiednik naszej Wyborczej, 32% Duńczyków uważa, że Janteloven funkcjonuje w społeczeństwie w dużym stopniu, 44%- że funkcjonuje w jakimś stopniu, 17%- niewielkim stopniu, a zaledwie 3%, że nie funkcjonuje wcale. Krótko mówiąc 93% twierdzi, że coś jest na rzeczy.
Autorem całego zamieszania jest Aksel Sandemose, który umieścił akcję swojej powieści "Uciekinier w labiryncie"(1933) w fikcyjnym miasteczku Jante (którego pierwowzorem było duńskie miasto portowe) i opisał jego społeczność kierującą się wyżej zlinkowanymi zasadami. Jante stało się od tej pory symbolem duńskiej (czy wręcz skanydnawskiej) mentalności i jest- jak pokazują badania- głęboko zakorzenione w kulturze.
W związku z tym "Politiken" postanowiła powrócić do tematu i w czerwcowych wydaniach zamieszczała różnego rodzaju eseje, dla których punktem wyjścia było pytanie o to, jaką rolę odgrywa Janteloven we współczesnym społeczeństwie.
Według jednej z autorek Janteloven sprawia, że Duńczycy są narodem skromnym i twardo stąpającym po ziemi. Każdy w swoim życiu na pewno doświadczył sytuacji, kiedy owe zasady odegrały decydującą rolę przy podejmowaniu określonych decyzji- no bo w końcu nie można się zanadto wyróżniać. Furtką są ewentualnie wrodzone talenty, ale jeśli ktoś próbuje na przykład "żyć ponad stan", no to koniec- spotka go odpowiednia kara w postaci braku akceptacji przez otaczające środowisko. Tu przypomniała mi się też Finlandia, kiedy zdziwiłam się, że w środku pięknego lasu wybudowano takie typowe bemowskie osiedle- identyczne bloki, podwórka, te klimaty. W takiej scenerii aż prosiłoby się o jednorodzinne domki, ale... Finowie nie lubią obnosić się ze swoim bogactwem. Duńczycy-gdyby ich sąsiad kupił mercedesa za 1 mln dkk byliby albo zazdrośni (21%), albo uznali by, że to totalna strata pieniędzy (23%), albo że to na pokaz i że to bardzo nieodpowiednie (10%) (24% nie wie, lub zareagowałoby inaczej niż podane możliwości, a 33% by się niby ucieszyło- już ja widzę tę ich radość!).
Janteloven funkcjonuje też podobno jako skuteczna wymówka, usprawiedliwiająca wszelkie niepowodzenia- na szczęście znaczna część Duńczyków zauważa, że to "dårlig undskyldning", czyli dosyć niewłaściwy sposób tłumaczenia w przypadku braku sukcesów.
Podsumowując: można być "lepszym", ale na pewno nie można o tym mówić: nie chwalić się, nie obnosić, i dopasowywać do reszty.
Ciekawe ile talentów, innowacyjnych pomysłów i interesów zostało pogrzebanych przez taką mentalność- tego niestety nie udało mi się ustalić!

Na koniec mały off-topic, a nawet dwa.
Po pierwsze- w życiu, no- całym swoim życiu na obczyźnie- nie widziałam w Kopenhadze tylu Polaków. Autentycznie zaczęli rzucać się w oczy i naprawdę co i rusz słychać język polski na ulicy. Oficjalne statystyki mówią o ok.20 tys. Polaków w 5-cio milionowej Danii, mniej oficjalne- o dwukrotnej takiej liczbie.
A Norwegian wstrzymuje tanie loty z Warszawy do Kopenhagi- jaka w tym logika?

I po drugie- trochę o mojej pracy, o której jeszcze nic nie pisałam, bo to - jak wiadomo- temat tabu;).
Pierwszego szoku doznałam kiedy się okazało, że 95% "turystów" w Tivoli, to...Duńczycy i ich sąsiedzi ze Szwecji. Potem długo, długo nic, i jakiś niewielki procent to reszta świata- i już się wcale nie dziwię, że znajomość duńskiego jest w tej pracy niezbędna, choć wydawać by się mogło, że takie turystyczne miejsce jest doskonałe dla tych, którzy językiem Andersena nie władają.A nie.
A jak już trochę popracowałam, to się okazało, że ze wspomnianych wcześniej 95%, mniej więcej połowa to stali bywalcy w przedziale wiekowym od 60 lat wzwyż, którzy przychodzą niemal codziennie na kawę i ciacho. I wyobraźcie sobie, że jest jedna taka pani, która przychodzi dwa razy dziennie, codziennie (!!!), na kawę i ciasto z malinami, zostawiając jednorazowo 50 dkk.
Mała kalkulacja- ta dam- zostawia u nas miesięcznie 3000 dkk (1300 zł)!
Wesołe jest życie staruszka:). W Danii, at least!

I w ogóle to już tylko 37!

5 komentarzy:

Nat pisze...

weź Ty kurde pisz o tym jakoś magisterkę swoją, bo to w ogóle ciekawe jest na maksa. a ta książka to translated, że tak powiem?

j pisze...

sama książka a i owszem, ale obawiam się że pozostałe materiały byłyby raczej po duńsku...!

Nat pisze...

no ale cóż to dla Ciebie za problem?;)

j pisze...

haha,no dziękuję, że aż tak we mnie wierzysz, ale obawiam się, że mogłabym jednak napotkać liczne trudności...;)

mariusz pisze...

Nihil novi na blogi.