wtorek, 8 lipca 2008

terapeutycznie.

Ja chyba przyciągam do siebie jakichś nierozgarniętych ludzi, albo mam wyjątkowego pecha, jeśli chodzi o "załatwianie" różnych spraw. Większość z was pamięta pewnie moje historie bankowe i podatkowe, a nowych czytelników zapraszam ewentualnie do lektury tekstów zamieszczonych tu (notka okrzyknięta przez Mariusza notką roku) i tu.
Najwyraźniej historia lubi się powtarzać, bo oto znalazłam się w równie irytującej sytuacji, i wierzyć mi się nie chce, że takie rzeczy dzieją się na jednej z najlepszych uczelni w kraju - szanownym Uniwersytecie Warszawskim.
Notkę tę dedykuję mojemu bratu, życząc jednocześnie aby nigdy w swojej karierze akademickiej nie stał się taką wredną, niekompetentną i olewającą studentów "babą":) (ku przestrodze, dobrze wiem że się nie stanie, a już zwłaszcza babą;)).
Ale od początku:
Nie wszyscy pewnie wiedzą, że jakiś czas temu zaświtał mi w głowie pomysł pozostania w Kopenhadze na kolejny semestr w charakterze "guest student"(co ja zrobię, uwielbiam to miasto;)). W tej sytuacji wystosowałam odpowiednie podanie i wysłałam je tradycyjną pocztą do osoby odpowiedzialnej za podejmowanie takich decyzji na INP, w skrócie- do baby. Jednocześnie- jako że zależało mi na czasie- poprosiłam mailowo o udzielenie nieoficjalnych informacji, żeby zorientować się jakie są moje szanse i ewentualnie zacząć planować kolejne miesiące- tu, lub w Warszawie.
Po tygodniu otrzymałam maila, że zgodę dostanę, ale jeśli pojawią się różnice programowe to będę je musiała po powrocie zaliczyć zaległe egzaminy- sztuk 6 (+2 z Erazmusa z tego roku-w sumie sztuk 8). "Różnice programowe" to kwestia na osobną notkę, krótko mówiąc sprowadza się to do tego, że trzeba zaliczyć wszystko, bo nijak nie da się w Kopenhadze, ani pewnie nigdzie indziej na świecie znaleźć przedmiotów odpowiadających tym z UW (wymienię choćby system polityczny RP i historię polskiej myśli politycznej. Anybody?), i vice versa, ale to już nikogo nie interesuje. Termin jest, i trzeba się do niego stosować.
Wracając jednak do wątku głównego- choć mój entuzjazm nieco opadł (no bo mając wizję studiowania na KU, pracowania- bo stypendium brak, pisania w międzyczasie pracy mgr i jeszcze zaliczania po powrocie 8 egzaminów uznałam, że to chyba jednak bez sensu)- napisałam, że dziękuję za odpowiedź i że w takim razie poproszę o przesłanie oficjalnej zgody na adres taki a taki (warto zawsze aplikować, przemyśleć i ewentualnie później odpowiednio wcześnie rezygnować), bo jest to niezbędny załącznik do tutejszej aplikacji.

A teraz, gdyby to był film, wstawiłabym planszę z napisem "2,5 miesiąca później", i proszę, oto jak obecnie wygląda sytuacja:

Otóż sytuacja po prawie 3 miesiącach wygląda tak, że do tej pory nie dostałam nic.Ani maila, ani pisma. Krótko mówiąc pies z kulawą nogą się moim podaniem nie zainteresował, choć zdaje się, że jest jakiś ustawowy obowiązek odpowiadania na pisemnie wystosowane podania.
To jeszcze nic- w międzyczasie znajoma taką zgodę dostała, co więcej- jakimś cudownym sposobem nie musi zaliczać żadnych różnic programowych, choć jak sama napisała- że zacytuję:
"Wszystko dlatego, że mam niesamowite koleżanki w Polsce, które tak długo za tym chodziły, aż wszystko załatwiły. Też próbowałam na odległość, ale wiesz jak to jest."
Wiem, doskonale. I -jak już wspomniałam- wierzyć mi się nie chce, że:
1. W XXI wieku obsługa poczty e-mail stanowi dla pracowników UW nie lada wyzwanie.
2. Z dosyć dużą swobodą, co by nie napisać ignorancją, traktuje się prośby i podania studentów, choć teoretycznie jesteśmy dorosłymi ludźmi. No bo co tam- niech sobie pisze podania, albo nawet 100, a my i tak mamy ją w nosie.
3.Nie ma przejrzystych zasad, i wygląda na to, że wszystko zależy od tego, czy ktoś ma"niesamowite koleżanki" czy nie i czy sobie coś wychodzi czy nie (że ponownie zacytuję: "Koordynator uniwersytecki jest w ciężkim szoku, że mi to na wydziale podpisali, ale jak już pisałam- sama bym nic nie załatwiła").

I choć moje plany nieco uległy zmianie, to jednak wściekła jestem niesamowicie. I tak jak w przypadku poprzednich notek, liczę na kreatywne pomysły czytelników z serii: jak po powrocie zrobić "babie" małe kuku:) (niewtajemniczonych odsyłam do komentarzy Pabla pod pierwszą zlinkowaną notką;)). Nie chodzi o zemstę, ale może mała lekcja w zakresie wypełniania podstawowych obowiązków się przyda.

Uff, no trochę mi przeszło.Czas na jakiś spacer, bo WRESZCIE przestało lać!
Pozdrawiam
j.

Update:
Wrrr, jednak nie przestało..:( Co za lato!

9 komentarzy:

Pablo pisze...

Tym razem będzie jednak bez filmowej beletrystyki.
Ja tam bym po powrocie, stanął twarzą w twarz z tą Panią, uzbrojony we wszystkie maile i podania, i kazał sobie wyjaśnić sytuację. A jeśli by jej się nie chciało, to poprosiłbym o rozmowę z Dziekanem i kulturalnie, rzeczowo wyjaśniłbym mu sprawę - co straciłaś, dlaczego nie dopełniono procedury, itp, itd.
Ja nadal wierzę, że jesteśmy Państwem bałaganiarzy, a nie głupoli.

mariusz pisze...

Tak zupełnie serio - to rzeczowe rozwiązanie tej sprawy, podoba mi się wersja Pabla. Ja ze swojej strony muszę powiedzieć, że maile traktuję zupełnie serio, odpowiadam na nie dość szybko (no, zgoda, czasem po tygodniu - nad tempem jeszcze mógłbym popracować). Ale - jest gdzieś paragraf - tylko nie pamiętam gdzie dokładnie, że email wysłany na oficjalne i z oficjalnego konta UW, ma moc podania, i tak też należy go traktować. Szczegółów nie pamiętam, ale warto by to sprawdzić, bo może jakieś odszkodowanie udałoby się wyszarpać, czy coś?

j pisze...

yyy,no tylko email wyslalam ze swojego wlasnego konta...gmailowego..:)
Czyli juz sie nie liczy?Bo na oficjalny poszlo!

Nat pisze...

nie liczy sie, jak sądzę. po to są konta uniwersyteckie, żeby oni mieli prawo olewać maile z prywatnych.

j pisze...

no dobra, ale to poszło też pocztą tradycyjną.
poza tym mój mail prywatny to nie jest żadne tam sexisłoneczko@wp.pl, tylko jednak imię i nazwisko, i sądzę, że po 4 latach mnie jednak kojarzą..powinni w każdym razie.
tylko na UW można mieć problemy z takiego tytułu, ech.

Nat pisze...

zmieniając temat, napiszę tu do Ciebie, Ani i Uli: blog Błażeja i wolontariuszy: http://nadolewkasie.blox.pl/html czytajcie i przypominajcie sobie;))

Unknown pisze...

ja chce na enh!! pamietam,że moim ulubionym tekstem był: "tak, oczywiście, zaraz Pana/Panią zaprowadzę do przechowalni bagażu"(kur**, znowu mnie wrobili;))

j pisze...

haha,no ja to już wrzuciłam na bloga Mariusza kiedyś, ale pamiętam tekst:

Przepraszam, czy do kina można przyjść z psem?:D

A jak w ogóle w tym roku?Fajne filmy?:)

b pisze...

Jakie filmy?