wtorek, 27 listopada 2007

hit.

Pewien przemiły profesor na stronie internetowej służącej komunikacji między wykładowcami a studentami napisał:

"(...)I intend to continue to answer questions relating to the up-coming examinations during the remaining sessions of the course, but if you feel that sitting at home preparing synopses or papers will be better for you, I respect that. You can also mail to me questions you would like me to answer."

Ten kraj chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać...;)

8 komentarzy:

Pablo pisze...

Wyjaśnienie jest proste. W Danii prawdopodobnie nauczyciele akademiccy nie uczestniczą w projekcie, do którego hasłem - niczym "powiedz 'przyjaciel'..." jest magiczne słowo - PENSUM!

j pisze...

hm, może i nie. ale zajęcia i tak mają się odbyć!ewentualnie bez tych, co wolą zostać w domu;)!

Pablo pisze...

Ale czyż nie milej jest poczytać przez 1.5 godziny poezję Yeats'a przy akompaniamencie jedynie dronicznego tonu klimatyzacji?

m pisze...

Nie, tak pięknie nie jest, i Dunasy mają pensum, jak w banku. Ale tez ten wykladowca - postępuje bardzo ładnie: bedzie na zajeciach, a kto nie chce nie musi przychodzic. U nas tez tak bylo - pamietasz Pablu harmonie? Czy czytanie partytur? Grunt, zeby zaliczyc, a kiedy - to juz bylo mniej wazne:) Zatem - bez przesady kochani, bez przesady, Dunasy są ok, ale my tez jestesmy fajni:D

j pisze...

Ależ ja nie powiedziałam, że my nie jesteśmy fajni, chociaż jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji na UW;)
Zajęcia będą, ale jak wolicie posiedzieć w domu i "popracować" to nie przychodźcie...;).No nie;)

Nat pisze...

różne są obyczaje akademickie, jak widać. mnie na przykład nadal zadziwia, jak można zamknąć uczelnię ze względu na strajk studentów, wywołany zmianami, które nie-wiadomo-czy są w ogóle planowane;)

Pablo pisze...

Wiecie co, a mnie się tam nie do końca podoba taki liberalny styl wykładowcy. Bo studia z natury powinny być mobilizujące. I może nie zmuszać, ale jednak inspirować i skłaniać do wspólnej pracy. Niedościgniony model brytyjskich studiów (z tego co słyszałem jedynie Oxford i Cambridge tym się legitymują) gdzie masz kilkuosobowe cotygodniowe spotkania z wykładowcami i każdy jest do nich na tyle przygotowany, by aktywnie uczestniczyć w konwersacji - zapewne przy herbatce i biskwitach ;-).
Forma zaliczenia to jedno, sprawdzanie listy studentów na wykładach to durnota, ale pozwalanie przychodzić studentom na ostatnie zajęcia aby zaliczyli przedmiot - jakoś ograbia się ich z przyjemności "towarzyskiego studiowania"
Ja tam na przykład przez pewien czas chodziłem dla paru koleżanek i kolegów i zdobywana przy okazji wiedza wcale mi nie uwierała ;-)

j pisze...

coś w tym jest. bo tu na przykład TOTALNA demobilizacja;)