sobota, 15 grudnia 2007

świątecznie.

Chciałam tylko na wstępie spytać, co się tu dzieje. Zostawiłam na chwilę tę moją pisaninę i proszę- niespodzianka.
Pięknie;-).
Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę zabawiać czytelników bloga pod moją nieobecność- serdecznie zapraszam. Jak widać hasło złamać może nawet H. Kier;).

Ale, do rzeczy- a miało być o świętach.
Przy tej okazji nie sposób nie wspomnieć o tutejszych zwyczajach, bo Duńczycy to jednak specyficzny naród.
Weźmy na przykład na warsztat choinkę. Czy nie wydaje Wam się lekką przesadą, żeby ubierać świąteczne drzewko w łańcuch z duńskich flag..?
W pierwszej chwili trochę się zdziwiłam (bo to tutaj bardzo powszechny zwyczaj), ale zaraz potem pomyślałam, że to całkiem zabawny i pozytywny wymiar patriotyzmu. Tak samo zresztą jak pakowanie prezentów urodzinowych w papier z duńskimi flagami. Inaczej wręcz podobno nie wypada.
Jeśli zaś chodzi o przysmaki świąteczne, póki co miałam tylko okazję skosztować Glögg- czyli po prostu wino grzane, które do naszego się nie umywa, głównie chyba dlatego, że jest paskudnie słodkie i ma zaledwie 4% alkoholu;) oraz æbleskiver, które wyglądem przypominają nasze pączki, smakiem natomiast nieprzyprawione zupełnie ciasto drożdżowe. Jednym słowem lipa.
Zresztą święta w Danii są przede wszystkim pretekstem do organizowania "Xmas parties", które od zwykłych imprez różnią się tylko nazwą.

Poza tym totalne szaleństwo zakupowe. Odkąd tu jestem nie widziałam jeszcze chyba takich tłumów na ulicach. A wydawać by się mogło, że sezon turystyczny w Danii dawno powinien był się skończyć. W każdym razie się nie skończył i nie dalej jak dziś utknęłam w korku przechadzając się po Stroget. Najdłuższa ulica handlowa w Europie kusi najwyraźniej cały rok. Ceny, niestety, nieco mniej.

W kwestii świąt pozostaje tylko jeszcze tylko jedno pytanie: jaką polską potrawę wigilijną można przygotować, mając do dyspozycji duńskie składniki i uwzględniając masowość produkcji...?;).

A na koniec mały off-topic: czym można otworzyć butelkę piwa, jeśli pod ręką nie ma akurat otwieracza?
Po wczorajszej imprezie stwierdzam, że pytanie, w przypadku Duńczyków, powinno raczej brzmieć: Czy istnieje coś, czym piwa otworzyć się nie da?;). Trzeba przyznać, że mają panowie fach w ręku: gazetą i rolką papieru toaletowego też można.
Bo w te opowieści, że okiem (?!) i zębami wolałabym nie wierzyć...;)

5 komentarzy:

Nat pisze...

nie no, zębami to można (nie to, zebym umiała), ale okiem?? wtf?? ja umiem tylko o ławkę lub inne kanty, ale gdzie mnie tam do zaradnych Skandynawów.

j pisze...

hehe, znajomy duńczyk twierdzi, że się da...;).nie uwierzę dopóki nie zobaczę, choć z 2 str nie jestem pewna czy chcę to oglądać;)

m pisze...

Zębami się da, widziałem na własne oczy. O oku też słyszałem - oczodół odgrywa tu ważną rolę. Natomiast nie wiem czy pamietacie co zawsze podkreslam: otwieranie piwa czymkolwiek jest jedyną umiejętnością, którą naprawdę zdobyłem na stypendium:D

m pisze...

A z duńskich specjałów świątecznych pamiętam jeszcze słodkie ziemniaki, śledzia w sosie curry, a także wieprzowinę ze skórką zapieczoną na twardo.

A glog jest so-so, nasz grzaniec lepszy (choć to de facto to samo, ale jednak NASZ lepszy:)

Czyli wniosek - ze z duńskich specjałów świątecznych najlepszy jest Tuborg Julebryg, piwo świąteczne:)

j pisze...

zdecydowanie;)