piątek, 8 lutego 2008

O wódce i innych nieporozumieniach, czyli Natalii w Kopenhadze dzień pierwszy

A zaczęło się tak: w kolejce do odprawy na Etiudzie przypomniałam sobie, ze linie norwegian wymagają opłaty za każdy nadawany bagaż. Opłaty oczywiście nie uiściłam, pomyślałam jednak, że mój plecaczek w zasadzie nadaje się na bagaż podręczny. Pani się ze mną zgodziła, po czym zapytała: a ma pani jakieś płyny?
No tak, w mordkę, płyny, o płynach nie pomyślałam.
Na to pani mówi mi: no to proszę tam do okienka skoczyć, 12zł za bagaż uiścić i go nadamy. Idę do okienka, przy okienku 20 osób, ja 12zł nie mam, bo na taksówkę resztę waluty narodowej wydałam, bankomatu nie widzę, w ogóle mi się nie chce, więc myślę sobie: cholera, może ja się tych płynów pozbędę i tyle. Resztka szamponu znalazła swe przeznaczenie w koszu, co wielką stratą nie było, ale wódka, cholera, wódka. Patrzyłam na nią, głaskałam, ukradkiem dałam całusa, może jednak ją wezmę, tych 12zł jakoś uiszczę, taka by szkoda była. Zegar jednak nieubłaganie wskazywał rychły koniec odprawy, także, no trudno, no smutno - wyrzuciłam.
Wracam do pani, z miną z lekka zafrasowaną oznajmiam, że pozbyłam się płynów, że już go wezmę na pokład, ze trudno, na co ona odpowiada: ależ on taki ciężki, niech go już pani nada bez uiszczania. I przykleiła mi naklejeczkę, wręczyła karteczkę, puściła wolno.
No nie, ale co z wódką? Bez wódki? To ja nadaremno takie poświęcenie, taką ofiarę z wódki w imię przestrzegania przepisów złożyłam? No to się nie godzi!
I podbiegłam cichutko z powrotem do kosza i zanurkowałam w nim prędziutko i odzyskałam naszego Absolwencika ślicznego, którego się zaraz napijemy z sokiem pomarańczowym z Netto.
Prawdziwa Polka wódce nie przepuści.

Co jednak dalej? Asia poprosiła mnie o dwie rzeczy z Polski jedynie, dwie zaledwie. Krem jakiś, to proste, i soczewki. Dla człowieka szczęśliwie pozbawionego wad wzroku, kupowanie soczewek to czarna magia, ale bardzo się starałam i, jak mi się wydaje, kupiłam właściwe. Wydaje mi się, ponieważ oczywiście do Kopenhagi ich nie wzięłam, a co.
A kiedy rozkładałam sobie wieczorem karimatę i jakiś kocyk na podłodze, Asia z zafrasowaniem pytała, czy na pewno nie będzie mi twardo. Patrzę na ten kocyk, na karimatę, myślę, że będzie ok, czekam, aż Asia podaruje mi jakąś poduszkę może, kołderkę, coś? Asia stoi niewzruszona.
A: no chyba wzięłaś śpiwór?
N: A powiedział mi ktoś, żeby wziąć śpiwór?
A:...
Dostałam poduszkę, drugi kocyk. Minęło pół godziny.
A: Ale mnie się wydawało, że mówiłam ci, żebyś zabrała śpiwór...
N: A mnie się wydawało, że zabrałam twoje soczewki!

A potem minął cały piątek, ale o Kopenhadze kiedy indziej:)
Natalia

3 komentarze:

Pablo pisze...

Ach, nie ma to jak PRAWDZIWY PRZYJACIEL. Mnie to Mario odstąpił własne łóżko!! Było miło i wygodnie, a i zabawnie, gdy Mario pływał nocami na karaibskim morzu.
Takich rzeczy się nie zapomina!! :-)

j pisze...

Ej, ja muszę napisać coś na swoją obronę! Proponowałam łóżko, ale Natalia nie chciała. Poza tym oddałam kołdrę,a od wczoraj to już w ogóle luksus: karimata poszła w odstawkę, i została zastąpiona wieeelkim materacem;)

mariusz pisze...

Hm, Natalia sięgająca do kosza na śmieci po wódkę - to jest obrazek dla którego pisze się blogi:))