poniedziałek, 24 września 2007

filmowo.

Tak jak wspominałam, koniec września w Kopenhadze upływa pod znakiem festiwalu filmowego.
Co za przewrotność losu- akurat pogoda dopisuje jak nigdy, a ja zamiast zażywać ostatnich kąpieli słonecznych, przesiaduję godzinami w kinie.
Ale okazja szybko się pewnie nie powtórzy (choć to nie jedyny festiwal tutaj),a bilety do kina drogie paskudnie (i zniżek dla studentów- nie wiedzieć czemu- brak!), także zamierzam ją maksymalnie wykorzystać.
Jak do tej pory udało mi się zobaczyć zaledwie kilka filmów (bo jednak trochę pańszczyzny muszę odrobić), z czego polecić mogłabym ewentualnie dwa- taki to już urok festiwali, że nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Ale że to nie serwis filmowy, tylko relacja z Kopenhagi (prawie na żywo;)), to może raczej garść spostrzeżeń socjologicznych;-)- bo takie imprezy to dobra okazja do obserwacji wszelakich.

Po pierwsze, życie tutaj jest naprawdę spokojne, żeby nie powiedzieć: powolne. Zero pośpiechu, zero stresu. Nie wiem z czego to wynika, ale można się tu kompletnie zatracić w błogim lenistwie.
I na festiwalu również na swój sposób leniwie: seanse w dni powszednie zaczynają się o 16, w weekendy o 14. Bo po co się zrywać na 10?(jak we Wrocławiu?;)).
Pewnie przyszłabym tylko ja, zaprawiona w bojach weteranka festiwalowa.
Przyznam, że byłam szczerze rozczarowana takim ułożeniem programu, ale właściwie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło- można dłużej pospać:).

Poza tym wszystko tu jest dla ludzi, i już wyjaśniam co mam na myśli: jeśli seans ma się rozpocząć o 16.15, a o 16.20 wciąż jest długa kolejka do kasy to jest tylko jedno wyjście: seans trzeba opóźnić, i poczekać cierpliwie na wszystkich tych, którzy mają ochotę film obejrzeć. I w ogóle nie ma żadnego problemu.(Prostota i funkcjonalność rozwiązań przekładają się zresztą na większość dziedzin życia.)

Co ciekawe znaczną część publiczności stanowią ludzie w wieku ok.60- 65 lat, czyli zupełnie odwrotnie niż powiedzmy we Wrocławiu.
Podobnie zresztą rozkładają się proporcje w grupie wolontariuszy- owszem studentów jest dużo (i wreszcie mam szansę spotkać duńczyków!!), ale nie brakuje również przemiłych starszych pań i panów, którzy spokojnie mogliby być naszymi dziadkami, a co najmniej rodzicami.
Aktywność jest zresztą chyba narodową cechą Duńczyków- podobno przeprowadzono na ten temat badania i okazało się, że statystyczny Duńczyk należy do 7 różnego rodzaju stowarzyszeń, które "organizują" mu życie. I zapewniam Was, że umówienie się z moją mentorką na kawę graniczy niemal z cudem.

A na koniec trochę ponarzekam i odczaruję ten wyidealizowany obraz- bo sprzedają w kinach "festiwalowych" popcorn!
To akurat nie wzbudza mojej aprobaty, bo nie dalej jak wczoraj miałam "przyjemność" siedzieć osaczona dwoma kubłami popcornu w rozmiarze XXL i było to dosyć traumatyczne przeżycie.Od tego momentu obrałam nową taktykę- zajmuję miejsca jako ostatnia, żeby uniknąć podobnej sytuacji, ale chrupania niestety wyciszyć się nie da;)

I cóż- jutro kolejne filmy przede mną, mam nadzieję, że w końcu coś mnie zachwyci(strasznie się robię wybredna).
Tymczasem znikam na trochę dłużej niż zwykle, ale obiecuję podsumowanie stricte filmowe tuż po zakończeniu festiwalu.
Vi ses!:)

5 komentarzy:

m pisze...

No, wreszcie jakiś post, ludzki post w przeciwieństwie do ostanich wyjątkiów rodem z National Geographic, chciałoby się powiedzieć!

A jakie tytuły byś poleciła? Bo lada moment WFF i może coś się powtórzy?

Bardzo mi się podoba opóźnianie seansów, choć w Polsce to by nie przeszło - każdy by założył, że mozna sie spóźnić, bo i tak przełożą - - taki Łażes na przykład;) - no i seans rozpocznaliby godzinę później.

A w ogóle to i tu pogoda dopisuje, oby jak najdłużej, wczoraj było tak ciepło na Nowym Świecie! Jak w Nowym Świecie!

m pisze...

Aaa, i jeszcze ten fragment: znikam na trochę dłużej niż zwykle - czyli zważywszy, że ostatni Twój wpis miał miejsce w czasie zaprzeszłym, Twój kolejny będzie na Gwiazdkę? Hej kolęda, koooolędaaaaa!

Pablo pisze...

No dokładnie to samo miałem powiedzieć co mój przed-komentator. Gwiazdka, a zważywszy na wyjazd Joasi to zapewne Wielkanoc.
Ja proponuję, by Mariusz pisał notki z wrażeń Joasi z pobytu w Kopenhadze!

j pisze...

Ale jestescie paskudy;-).Przeciez pisze!
I nie znikne tak calkiem, obiecuje-ewentualnie do konca festiwalu.
I wtedy tez pojawi sie podsumowanie filmowe, bo poki co nie mam jeszcze za bardzo o czym pisac.
Moge natomiast wymienic dwa tytuly, ktore nalezy miec na uwadze, i jesli tylko pojawia sie na WFF to isc koniecznie do kina!The band's visit- jak dla mnie rewelacja, i The Diving Bell and the Butterfly.

j pisze...

Aaaa,a pogoda juz sie popsula. Dzis leje od rana i raczej nie wyglada jakby mialo szybko przestac.Ech.