sobota, 8 września 2007

uwaga,uwaga!konkurs!

Oficjalnie minęły już prawie dwa tygodnie od rozpoczęcia roku akademickiego.
A jak!- Duńczycy zaczynają zajęcia najwcześniej w Europie- lepiej wybrać nie mogłam;).
System nauczania, jak już wspominałam, jest tu zupełnie inny niż nasz- większy nacisk na niezależność i swobodę, czyli jednym słowem student powinien spędzać w bibliotece znaczną część swojego życia i z pasją pochłaniać kolejne teksty filozoficzno- teoretyczne.

I właśnie- biblioteki!!! Zdaje się, że pochwaliłam za wcześnie! Owszem, niektóre są piękne, wszystkie mają imponujące zbiory, ale, ale...!
Jak mi ktoś jeszcze kiedyś będzie narzekał na BUW, albo na biblioteki wydziałowe, to kupię bilet w jedną stronę do Kopenhagi i nie pozwolę wrócić;).
Niektórzy już mogli zapomnieć, to przypomnę, że u nas w większości przypadków książkę z biblioteki można wypożyczyć co najmniej na dwa tygodnie.
Tu teoretycznie też można.W praktyce jednak niemal graniczy to z cudem, bo albo jest tylko jeden egzemplarz i rzecz jasna zabrać go nie wolno, albo w nieco szczęśliwszym przypadku- są dwa egzemplarze, ale historię jednego już znamy, a do drugiego "ustawiła" się kolejka w systemie internetowym, i choć wydawało Ci się, że inni jeszcze nie wpadli na to, żeby zamówić książkę, która potrzebna będzie na zajęcia za miesiąc, okazuje, się że jesteś 10 w kolejce!

Jeszcze lepiej jest w bibliotekach wydziałowych- tam przebiegle zabierają z półek wszystkie książki, które znajdują się na tzw. "reading lists" do poszczególnych kursów(czyli generalnie wszystkie te, które są najbardziej potrzebne) i ustawiają je na tzw. course shelves. Przyznaję- ułatwia to szukanie. Ale jest też równoznaczne z tym, że książki w ogóle nie da się zabrać do domu. Można skserować w ciągu godziny(o czym powinna być osobna historia, jak to w prawowitym kraju kwitnie nielegalny biznes handlu skryptami), lub czytać na miejscu. Do 17-stej.
A jak ktoś czyta na miejscu, to jest to jego święte prawo, i wtedy rzecz jasna nawet skserować nie można. Jednym słowem trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby w ogóle książkę zobaczyć.

Pozostaje zatem opcja numer 3: można książki kupować!
O ile jednak nie jest się milionerem, o tyle nie jest to niestety najlepsze rozwiązanie.Ja nie wiem jaki tu jest podatek na książki, ale jako przykład podam taki oto (nie)miły zestaw liczb: 17$, 39 zł i uwaga, 250 DKK. Jakby ktoś miał wątpliwości, są to ceny za tę samą książkę.Moim faworytem jest jak do tej pory podręcznik do ekonomii, który powinna nabyć moja współlokatorka, za- bagatela- 1350 DKK.

Także uwaga kochani, pierwszy konkurs!!
Nagrodzone zostanie najskuteczniejsze rozwiązanie alternatywne wobec powyżej przedstawionych:).
Na propozycje czekam do 15.09,werdykt jednoosobowego jury zapadnie wkrótce potem:-).
Nagroda dotrze szybciej niż by Wam się mogło zdawać, także zachęcam do udziału w konkursie i liczę na kreatywny odzew:)!

2 komentarze:

Pablo pisze...

Odpowiedź jest zupełnie prosta! Korzystaj z doświadczeń, a raczej życiowej filozofii swojego brata. Zamiast do biblioteki do wprost do Husetu. Twój brat poznał największą bibliotekę pod koniec pobytu, z pewnością nic nie czytał po duńsku a patrz - na ludzi wyszedł ;-). Tak więc bez egzorcyzmów - "nauka nie zając, studia nie wyścigi"

Nat pisze...

Kochanie, to wszystko bardzo frustrujące, ale, proszę, nie używaj daty "15.09". Mam wrażenie, że w dniu mojej prywatnej żałoby narodowej, dzieje się wszystko - kolekcja Penelope Cruz dla Mango wchodzi, Ecco Walkathon, Twoje Turczynki przyjeżdżają - słowem, "15.09" będzie dniem pełnym wrażeń.