poniedziałek, 1 października 2007

And the Golden Swan goes to.....!;)

Po małym offtopicu, wracamy do Kopenhagi, i do festiwalu. I zgodnie z obietnicą- filmowej relacji ciąg dalszy.
Niewątpliwie szkoda, że to już koniec. I nie tylko ze względu na moje zamiłowanie do kina, ale i na fakt, że nie ma nic lepszego na tę paskudną pogodę jak zaszyć się na kilka godzin w sali kinowej i zapomnieć, że na dworze szaro i smutno, bo z tym ostatnio coraz gorzej.Coraz bardziej szaro i coraz bardziej smutno. Że zimno to nie wspomnę.Z tego wszystkiego aż kupiłam czapkę, co- zważywszy na fakt, że ostatni raz miałam czapkę na głowie jeszcze za czasów kiedy rodzice pilnowali, żebym jej z głowy nie zdejmowała-jest dowodem na to, że sytuacja jest kryzysowa.

Niestety obowiązki natury wszelakiej nie pozwoliły mi na obejrzenie zbyt wielu pozycji, ale statystycznie miałam więcej szczęścia niż powiedzmy we Wrocławiu, i o dziwo- trafiałam w większości na dobre filmy. Inna sprawa, że trudno porównać repertuar obydwu festiwali- formułą zbliżony jest on raczej do WFF niż do ENH.

Z refleksji najbardziej ogólnych- festiwal umocnił moją niezachwianą wiarę w kino skandynawskie. Mogę polecić zarówno norweskie "The Art of Negative Thinking", w którym reżyser w nieco szokujący sposób rozprawia się z mitem pozytywnego myślenia, jak i szwedzkie "To love someone"- świetnie zagrany dramat, o dosyć nietypowym trójkącie (ona między psychopatycznym, byłym mężem, który po terapii stał się "nowym człowiekiem", i kochającym i troskliwym partnerem).
Poza tym jeszcze kilka tytułów,które moim zdaniem warto mieć na uwadze:wspomniany już wcześniej, przepiękny wizualnie i emocjonalnie "The Band's Visit"(nagroda specjalna i nagroda publiczności), który jest debiutem izraelskiego reżysera Erana Korilina,szkocki "Hallam Foe", który poza intrygującą fabułą ma też bardzo miłą dla ucha ścieżkę dzwiękową, a także niemiecki dramat psychologiczny "Counterparts" oraz "The Diving Bell and Butterfly" :oparty na prawdziwej historii naczelnego dyrektora "Elle", który na skutek wylewu krwi do mózgu zostaje całkowicie sparaliżowany i może komunikować się ze światem mrugając powieką i posługując się specjalnym alfabetem.

Z ciekawostek: główną nagrodę zdobył film produkcji islandzkiej "Children".Węszę tu jednak pewien podstęp, bo film wyświetlano w wersji oryginalnej z duńskimi napisami,a z tego co mi wiadomo nie wszyscy członkowie jury znają język duński;-).
After party raczej skromne ( i tu moją uwagę zwróciły na przykład dosyć mało wystawne stroje pań), żeby nie powiedzieć nudnawe.
No i największe rozczarowanie- brak biletów na najnowszy film z udziałem Jude'a Law, Sleuth!Dwa dni przeżywałam, że nie udało mi się tego zobaczyć;).
Celebrities też raczej zabrakło- z twarzy bardziej znanych pojawił się na przykład Mathieu Amalric, który notebene nie wiem czemu dostał główną nagrodę za rolę w filmie Heartbeat Detector.

Ale,ale!Ja się rozpisuję o festiwalu, a tu się ważniejsze rzeczy dzieją, bo oto z dnia na dzień zamknięto moją szkołę językową!
O formach obywatelskiego oporu doniosę jednak jutro, bo już strasznie późna pora, a budzik bezlitośnie dzwoni o 8.30!
Do usłyszenia:)!

1 komentarz:

m pisze...

No, to się nazywa super post! Dzieki za info, może coś z tego tu powtórzy się na WFF? Oby - wymienimy się wrażeniami.

A owa celebrita - to moja wersja zdarzeń - dostała nagrodę dlatego, że jako jedyna pokazała się na uroczystości:)